Zmora prędkości w Lublinie: Policja rozdaje mandaty jak gorące bułeczki
W Lublinie drogówka nie próżnowała, a ich radarowy obłęd doprowadził do prawdziwej fali mandatów. Prawie 300 sztuk wypisanych w ciągu jednego dnia to wynik, który niejednego kierowcę może przyprawić o szybsze bicie serca. Szczególnie, że władze łowców przekroczeń prędkości skupiły swoje orle oko na strefach, gdzie piesi mają pierwszeństwo.
Lubelskie ulice pod specjalnym nadzorem
Niech was nie zmyli spokojny klimat miasta, bo na takich ulicach jak Jana Pawła II czy Armii Krajowej policjanci postanowili zapolować na tych, którzy zbyt lekko traktują pedał gazu. Bezwzględne radary i wypasione radiowozy z wideorejestratorami nie dawały szansy na wymówki.
Wyniki kontroli? Niczym plon z bogatej żniwnej jesieni
W sumie policja zanotowała ponad 400 wykroczeń, z czego 314 to było przekroczenie prędkości. Szokujące jest to, że ponad 250 przypadków miało miejsce w pobliżu przejść dla pieszych – ujawnia nadkom. Kamil Gołębiowski, lokalny stróż prawa. Jasne jest, że taka nonszalancja w kierowaniu autem nie mogła przejść bez echa.
Podsumowanie “żniw” drogówki
Bezlitośnie 293 mandaty poszły w ręce kierowców. Nie wszyscy jednak mogą uznać się za “szczęściarzy” otrzymując jedynie upomnienie finansowe – 23 osoby będą musiały zmierzyć się z sądem. Dla niektórych nagrodą była jedynie pouczająca rozmowa – dokładnie 85 razy policjanci zdecydowali się na ustne upomnienie.
Czy były ekstremalne przypadki?
Można by powiedzieć, że to był dość spokojny dzień na drodze – tylko jednemu “śmiałkowi” zatrzymano prawo jazdy za wariacką jazdę przekraczającą dozwoloną prędkość o ponad 50 km/h na terenie zabudowanym.
Ale to nie koniec, bo drogówka miała też cztery asy w rękawie – kierowców, którzy mimo zakazu wsiadli za kółko, oraz jednego, który miał wyjątkowo zły dzień, gdyż oprócz jazdy “pod wpływem” wpadł z narkotykami. Dodatkowo, 12 dowodów rejestracyjnych zniknęło z rąk właścicieli.
Co z tego wynika?
Czy to zasadzka, czy niezbędna lekcja bezpieczeństwa? Jedno jest pewne: w Lublinie nie ma żartów, jeśli chodzi o prędkość. A może to ostrzeżenie dla wszystkich, by zwolnili w rejonach, gdzie o krok od tragedii są najmłodsi użytkownicy drogi – piesi? Niech ten radarowy nalot będzie przestrogą, że przekraczanie limitów może kosztować więcej niż tylko pieniądze – bezpieczeństwo jest przecież bezcenne. Jak myślicie, czy takie działania to krok w dobrym kierunku?