Kryzys wody pitnej w Wielkiej Brytanii – Londyńska Tamiza w kłopotach
Alerty ekologiczne nie schodzą z pierwszych stron gazet, a najnowsze doniesienia dotyczące rzeki Tamizy w Londynie i jej zanieczyszczenia dodają siwych włosów brytyjskim urzędnikom. Jak się okazuje, sytuacja jest bardziej poważna niż moglibyśmy przypuszczać. Thames Water, gigant odpowiadający za dostawy wody i oczyszczanie ścieków w stolicy Anglii, zanotował alarmujący wzrost zanieczyszczeń rzeki – mówi się o wzroście o niemal połowę w porównaniu z poprzednim rokiem.
Zastanawiacie się, jak te cyferki przekładają się na rzeczywistość? Weźmy przykład z życia wzięty. Lenny Jenkins, wioślarz z Uniwersytetu Oksfordzkiego, przed tegorocznym wyścigiem łodzi na Tamizie, dosadnie wyraził swoje obawy: “Rano zwymiotowałem, nie jestem pewien, czy uda mi się w ogóle wystartować. Byłoby o wiele łatwiej, gdyby w wodzie nie było tak dużo kału” – cytowała go stacja BBC. Niecodzienna to deklaracja, ale niestety, świadczy o poważnym problemie.
Podczas gdy wioślarze zastanawiają się, czy warto ryzykować zdrowie, wyniki badań naukowych nie pozostawiają złudzeń. Wysokie stężenia E. coli w obszarze wyścigu między oksfordzkimi a cambridge’owymi uczelniami to sygnał ostrzegawczy, że coś jest nie tak z tym, co płynie w tamtejszych kranach.
A sytuacja nie wygląda lepiej, gdy spojrzymy na miejsca stworzone do kąpieli w Tamizie. Jakość wody w tych lokalizacjach już trzeci rok pod rząd zdobywa antynagrody za swoją jakość, a Departament Środowiska, Żywności i Spraw Wiejskich nie ma co do tego złudzeń.
Co się dzieje w kuluarach firmy Thames Water? No cóż, mówi się, że finanse idą na dno równie szybko, jak jakość wody w Tamizie. Zadłużenie na poziomie 16 miliardów funtów nie wróży niczego dobrego, a brytyjskie media przewidują, że Thames Water może skończyć na finansowej mieliźnie już na początku 2025 roku. Co więcej, mimo głośnych wezwań do nacjonalizacji, Steve Reed, sekretarz środowiska, stanowczo odcina się od takich rozwiązań. Twierdzi, że koszt takiej operacji – bagatela 100 miliardów funtów – nie rozwiązałby problemów, a wręcz przeciwnie, mógłby je pogłębić.
W obliczu tych wszystkich niepokojących informacji, przedstawiciel Thames Water stara się uspokajać nastroje, zapewniając, że firma posiada “jasne i wykonalne plany modernizacji 250 naszych obiektów w całym regionie”, jak donosi Oxford Mail. Pytanie jednak, czy te plany zdążą zostać zrealizowane zanim będzie za późno?
Czyżbyśmy byli świadkami nadciągającej katastrofy ekologicznej? A może jednak znajdzie się sposób, by uratować Tamizę i zapewnić Londyńczykom dostęp do czystej wody? Oby przyszłość pokazała, że Thames Water ma asa w rękawie, a niesmak po ostatnich wieściach okaże się jedynie chwilowym zanieczyszczeniem w medialnym obiegu.