Estońska propozycja: opłaty żeglugowe na Bałtyku na wzór lotniczy?
Wyobraźmy sobie, że każdy bilet lotniczy, który kupujemy, to nie tylko cena za przelot, ale również cała gama dodatkowych kosztów. To właśnie linie lotnicze czynią, uiszczając opłaty lotniskowe za korzystanie z infrastruktury. Cóż, podobne rozwiązanie może nas czekać na wodach Bałtyku, jeśli zaproponowany przez estońskiego ministra obrony Hanno Pevkura pomysł wejdzie w życie. Przewoźnicy morscy mogliby więc do swoich kosztów doliczyć nową pozycję – opłatę bałtycką, przeznaczoną na ochronę podwodnych kabli.
Uszkodzenia kabli – problem o milionowym wymiarze
Lada moment usłyszymy o kolejnym incydencie na Morzu Bałtyckim, gdzie podmorskie kable komunikacyjne lub energetyczne biorą na klatę. Nie dalej jak w grudniu 2024, EstLink2 – kabel łączący Finlandię z Estonią – stał się ofiarą takiego zdarzenia. Właśnie wtedy, łapa w łapę, ruszyło śledztwo, a rosyjski tankowiec “Eagle S”, który według podejrzeń jest częścią tzw. “floty cieni” – grupy statków omijających sankcje przewożąc ropę – został zatrzymany przez fińskie władze.
Niedawno także łotewskie władze alarmowały o uszkodzeniu światłowodu łączącego ich wybrzeże ze Szwecją. I znowu – start śledztwa, tym razem bułgarski kontenerowiec “Vezhen” pod maltańską banderą w roli głównej. Nawet szef bułgarskiej firmy transportowej zasugerował, że może to być dzieło niefortunnego wiatru, który zrzucił kotwicę na dno, a ta z kolei uderzyła w kabel.
Środki na ochronę kabla – kto za to zapłaci?
Niezależnie od tego, czy mówimy o sabotażu, czy pechowym zbiegu okoliczności, rachunek za naprawę i ochronę podmorskich kabli idzie w miliony euro. I tu pojawia się pytanie: kto powinien pokryć koszty? Według estońskiego ministra obrony, firmy żeglugowe pływające po Bałtyku mogłyby się do tego dołożyć, podobnie jak linie lotnicze płacą za korzystanie z lotnisk. A może to oznaczać, że w przyszłości przepływając przez duńskie cieśniny, żeglarze dostaną rachunek za “ubezpieczenie kabli”.
Baltic Sentry – strażnicy bałtyckiej infrastruktury
Przypomnijmy, że na początku roku liderzy ośmiu krajów bałtyckich wraz z szefem NATO ogłosili start misji “Baltic Sentry”. To flota okrętów wojennych, samolotów rozpoznawczych i dronów morskich, które mają chronić bałtycką infrastrukturę. Estoński minister obrony wskazuje, że to tylko część planu ochrony kabli, który może obejmować także instalacje czujników czy specjalne konstrukcje obronne.
Zachodnie wątpliwości i rosyjskie zaprzeczenia
W międzyczasie “The Washington Post” donosi, że to wszystko mogą być po prostu nieszczęśliwe wypadki, nie sabotaż. Kreml z radością chwycił te słowa, żądając przeprosin. Jednak eksperci z Hybrid CoE czy UPI podchodzą do tego sceptycznie, wskazując, że operacje hybrydowe mają to do siebie, że trudno wskazać winowajcę. A to, że NATO wzmacnia ochronę Bałtyku, może sugerować, że “przypadki” mogą mieć drugie dno.
W końcowym rozrachunku, czy to kraje, czy firmy będą musiały wybulić na ochronę podwodnych kabli, jedno jest pewne: Bałtyk to nie tylko morze możliwości, ale i wyzwań, które mogą nas drogo kosztować.